music

środa, 31 sierpnia 2016

Nigdy cię nie zawiodę

                           Rozdział 6
                 Położyłem się już do swojego łóżka. Ale jakoś spać nie mogłem. Nie mogłem w ogóle zasnąć, ani nic. Ciągle o niej myślałem. Zastanawiałem się kim była, jak wyglądała i czy w ogóle istniała naprawdę. Bardzo tego chciałem, chciałem ją wreszcie poznać. Czy ona naprawdę była prawdziwa? Czy po prostu to był jeden z tych moich głupich i bezsensownych snów. Modliłem się, aby to się spełniło. Może było to głupie, ale... z jednej strony wiedziałem, że to się nie spełni. Ale z drugiej nadal wierzyłem. Wierzyłem, że to się uda i wszystko będzie dobrze. Musiało być. A może jednak nie...
                 Leżałem nieruchomo na środku łóżka patrząc się w sufit. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.
                 -Proszę -powiedziałem i zobaczyłem w drzwiach Toma.
                 -Hej, śpisz?
                 -Jak widać, nie.
                 -Mogę wiedzieć czemu? -podchodził coraz bliżej.
                 -Myślę o tym moim śnie.
                 -Co dokładnie?
                 -O wszystkim. O jej całej. Czy ona jest prawdziwa, a jeśli tak to, czy ją kiedyś spotkam, czy się kiedyś zakocham, czy ona się zakocha...
                 -Czyli jednak nie myślisz o śnie, tylko o tej dziewczynie ze snu -po jego głowie można było wywnioskować, że się trochę uśmiechnął. Nie mogłem zauważyć, bo było zgaszone światło.
                 -No bo po prostu...
                 -Nie tłumacz się -przerwał mi. -Wiem, o co chodzi.
Popatrzyłem się w jego stronę.
                 -Wiem, że o niej myślisz. Zastanawiasz się, jak wygląda i czy w ogóle istnieje.
                 -To jest trochę dziwne. Przyśniła mi się jakaś osoba, jakaś dziewczyna, nie wiem, czy ona istnieje, a ja nie mogę przestać o niej myśleć.
                 -To miało ci dać do zrozumienia, że nie jesteś sam, Bill. Że jest na świeci osoba, która byłaby z tobą szczęśliwa.
                 -Myślisz?
                 -Ja to wiem.
                 Może i miał rację, może na świecie istniała jeszcze osoba, która zechciałaby spędzić wszystkie chwile w moim życiu. Te dobre, jak i złe. Marzyłem o tym, chciałem tego, jak niczego innego w tej chwili. Ale jednocześnie się bałem.
                 -Dzięki, że mnie wspierasz, Tom. Naprawdę tego m brakuje -odezwałem się po dłuższym milczeniu.
                 -Wiesz, że to mój obowiązek.
                 -Ale teraz chcę sobie dać spokój z tymi związkami, chcę się nacieszyć wolnością.
                 -Wreszcie mądrze gadasz -uśmiechnął się i wstał z łóżka. -Dobranoc, Bill -zniknął na drzwiami.
                 -Dobranoc, Tom...
                 Następnego dnia obudziłem się nieco później, z racji tego, że zasnąłem dość późno. Wstałem z jakąś dziwną, ale pozytywną energią. Nie wiedziałem czemu, ale byłem wreszcie zadowolony tak, że się uśmiecham i miałem siłę na zrobienie wszystkiego, czego chciałem.
Kierowałem się w stronę kuchni. Na stole zobaczyłem tylko wielki talerz z naleśnikami, a obok nich była karteczka

Nie martw się o nas, wyszliśmy na zakupy. Nie ma nic w lodówce, więc musieliśmy pojechać do jakiegoś supermarketu. Emma zrobiła ci naleśniki, smacznego. Wrócimy za godzinę, albo za dwie. 
                                                                                                                                                               Tom
Zrobiłem herbatę, zabrałem talerz i położyłem na stole w jadalni, aby przy okazji móc obejrzeć coś w TV. Szczerze, dawno nie oglądałem telewizji, ale teraz nic minie szkodziło. Błądziłem po tych kanałach szukając czegoś, co mógłbym obejrzeć. Niestety, wszystkie filmy, jakie leciały były o zakochanych, jakieś romantyki dla czterdziestolatek. A teraz nie miałem ochoty oglądać jakich filmów. Z wiadomych przyczyn. Patrzyłem na te wszystkie scenki z całowaniem i miałem mdłości. Niedobrze mi się robiło, gdy na coś takiego patrzyłem.
                 -Już się nie dziwię, że prawie nigdy nie oglądam telewizji -skomentowałem sam do siebie.
                 Oglądałem jakiś romantyczny film i sam do siebie się z niego śmiałem. Te dialogi, te teksty, te czułe słówka, przez nie miałem ochotę rzygać. Oglądałem to tylko dlatego, że w domu było cholerni nudno i nie miałem co robić.
Po jakimś czasie usłyszałem, że ktoś wchodzi do mieszkania. Po głosie od razu wiedziałem, że wrócił Tom z Emmą z zakupów. Nie wierzyłem, że te dwie godziny zleciały tak szybko.
                -Już jesteśmy -powiedział Tom.
                -Okej.
                -Gdzie jesteś?
                -W jadalni.
                -Nadal jesz? -mówiąc to pojawił się w jadalni.
                -Nie, oglądam jakiś beznadziejny film.
                -Niby jaki?
                -Nie znam tytułu. Jakiś facet zdradził laskę, ona była wkurzona, zła i tak dalej. Wyniosła się do swojej przyjaciółki, a on o nią walczy. Nic specjalnego.
                -To po co to oglądasz? -zrobił dziwną minę.
                -Nie ma nic innego, na każdym kanale leci jakieś chore romansidło, a mi się po prostu nudzi. I rzygam oglądając to, no ale...
                -Boże, Bill, wyłącz to gówno.
                -Czekałem aż to powiesz -wyłączyłem telewizor, odłożyłem pilot na stół i wstałem z miejsca, aby wreszcie odłożyć brudny talerz razem z kubkiem.
Przy zlewie zastałem Emmę.
                -Podaj te naczynia, Bill. Ja je zaraz umyję.
                -Dziękuję ci -uśmiechnąłem się do niej, a ona również się uśmiechnęła.
                -Czyli co, nic nie robiłeś, tylko siedziałeś jak kretyn i oglądałeś te babskie filmy? -odezwał się Tom.
                -No Jezu, będziesz mi to teraz wypominał? Nic innego nie było, a mi się nudziło. Co miałem innego robić, wymyślić piosenkę?
                -A na przykład.
                -Wiesz co, to nie byłby głupi pomysł.
                -Czekaj, co? -przerwał mi nagle.
Coś mnie olśniło. Stworzenie takiej piosenki o nim, nie byłoby takie głupie. Mógłbym opisać w niej co czułem przez ten czas,gdy mnie zostawił. Że po prostu był debilem. A może nawet nie jedną piosenkę, lecz kilka. Łatwiej byłoby to wszystko opisać.
                -Tom, jesteś genialny -przytuliłem go.
                -Tak, tak, przecież wiem. Ale nie rozumiem o co ci chodzi, co takiego powiedziałem?
                -O piosence. Mogę napisać o nim piosenkę.
                -Serio, chcesz tracić o nim swój cenny czas, aby napisać jedną głupią piosenkę i to właśnie o nim?
                -Nie jedną, lecz kilka. Łatwiej będzie to wszystko opisać.
Podparł się o stół, bo nie mógł wytrzymać.
                -Słuchaj, zacznę wszystko od samego początku.  Facet cię zdradził, zostawił samego, mówił, że jesteś nikim, zerem, że nigdy się dla niego nie liczyłeś i że nigdy cię nie kochał. Popadłeś w depresję, nie wiedziałeś, co masz robić. Nie wiedziałeś, czy masz płakać, rozpaczać, czy się śmiać. Czułeś się jak nic nieznaczący koleś. Miałeś wypadek, wylądowałeś w szpitalu. Teraz, gdy wydaje się, że wszystko jest w miarę okej, ty mówisz mi, że masz nadal zamiar marnować swój czas, na pisanie jakieś głupiej pioseneczki o nim?!
                -Nie denerwuj się tak, co?
                -No sorry, ale to jest śmieszne -zaśmiał się po cichu. -Myślałem, że nienawidzisz gościa.
                -Bo nienawidzę.
                -To po co chcesz pisać o nim pioseneczkę?
                -To ma wyrażać moje uczucia, Tom. Dobrze wiesz, że takie coś wychodzi mi najlepiej. Poza tym chcę, aby wiedział, jaką krzywdę mi zrobił. Skoro nie stać go na normalną, ludzką rozmowę, to niech się dowie chociaż przez tą piosenkę.
                -Nie jestem do tego przekonany.
                -A ja tak -wybiegłem z kuchni zamykając się w pokoju, którym spałem. Miałem tego dość.

                     -Chyba troszkę przesadziłeś, skarbie.
                     -Wybacz kochanie, ale...nie rozumiesz?  To jest śmieszne.
                     -Ale to wybór Billa.
                     -Emma, jesteś po jego stronie?
                     -Nie jestem po niczyjej stronie. Staram się zrozumieć Billa.
                     -Mhm...
                     -Słuchaj, Tom, Bill nie robi nic złego. On chce tylko, aby ten debil zrozumiał swoje błędy, aby wiedział, jak mocno to Billa bolało i jak strasznie cierpiał. Nie pogada z nim w cztery oczy, dlatego chce pokazać poprzez piosenkę, jak się czuł. Rozumiesz, Tom.
                     -Tak, już rozumiem.
                     -Nie powinieneś do niego tak skakać.
                     -Tak, wiem, poniosło mnie.
                     -Idź do niego teraz.

Siedziałem zamknięty w pokoju na łóżku. Byłem troszkę zły na Toma. Za to, że mnie nie rozumiał. Naprawdę nie chciałem zrobić nic złego. Chciałem pokazać temu debilowi, ile krzywdy mi wyrządził. A skoro nie chciał ze mną porozmawiać to nie miałem innego wyjścia, musiałem mu to zaśpiewać.
Nagle ktoś zapukał do drzwi i po chwili wszedł do środka. To był Tom.
                -Można? -spytał po cichu.
                -Jak masz zamiar znowu mówić mi jaki to jest bezsensowny pomysł to...
                -Nie chcę tego mówić -przerwał mi. -Chcę po prostu z tobą posiedzieć.
Popatrzyłem się na niego. Miało być ze wściekłą miną, ale nie umiem długo denerwować się na Toma, więc troszkę mi nie wyszło. Usiadł obok mnie, a ja ciągle się na niego patrzyłem.
                -Nie chciałem, abyś się na mnie obraził, wkurzył i tak dalej -zaczął. -Ja po prostu...
                -Uważasz, że to głupie, że bezsensownie będę tracić na niego czas -tym razem ja mu przerwałem.
Poparzył się w moją stronę.
                -Przepraszam, nie miałem racji.
                -A to niespodzianka -zdziwiłem się.
                -Co?
                -Chyba pierwszy raz w życiu przyznajesz mi rację.
                -Czasami trzeba.
                -Serio jestem pod ogromnym wrażeniem.
Uśmiechnął się trochę. -I już rozumiem dlaczego chcesz napisać tekst i ogólnie stworzyć piosenkę o nim.
                -Chcę po prostu, aby wiedział, jak mocno cierpiałem. I że po prostu jest debilem.
                -Jak chcesz to mogę ci pomóc.
                -Naprawdę?
                -Oczywiście. W końcu bracia, prawda? Trzeba sobie pomagać.
                -Dziękuję ci, Tom. Za wszystko.
                -Dobra, już starczy tych czułości. Bo zaraz ja będę rzygać -uśmiechnął się do mnie,a ja zacząłem się z niego śmiać.
     






sobota, 16 lipca 2016

Nigdy cię nie zawiodę

                            Rozdział 5
          Kolejne tygodnie od mojego wypadku wyglądały dość podobnie. Chodzenie do lekarza, aby sprawdzał, czy ze mną jest już lepiej, milion niepotrzebnych leków no zażywania, przyjazdy mamy, telefony od rodziny i pytanie się, czy ze mną jest już dobrze, czy też już umarłem. Każdy do mnie już dzwonił, każdy, tylko nie on. Nie chciał nawet sprawdzić, jak się po tym wszystkim czuję. A może to i lepiej. Bo nie mam pojęcia, jak bym się zachował. Nienawidziłem go, ale w głębi serca nadal go potrzebowałem.
           To było bardzo dziwne. Byłem w zupełnie nieznanym dla mnie miejscu. To wyglądało na jakiś las. Pełno drzew, krzaków, cisza i spokój, gdy popatrzyłeś w górę, widziałeś niebo. Ale nie takie jak zwykle. Było niebieskie, błękitne, a na nim nie było ani jednej chmurki. Było wręcz idealne. Nie wiedziałem gdzie idę, przed siebie. Miałem wrażenie, że idę i idę, że ta droga nigdy się nie kończy. Kierowałem się cały czas prosto co chwilę odwracając głowię i patrząc na te drzewa. Było tu pięknie, spokojnie, mogłoby się tu przychodzić zawsze. Pokochałem to miejsce od samego początku. Idąc przed siebie zwracałem szczególną uwagę na dosłownie wszystko. Na wszystkie liście, jak bardzo duże były, jaki miały kształt, czy miały jakieś plamki, czy  nie chodził po nich jakiś robaczek. Spoglądałem się na ziemię, po czym chodzę, co się znajduje pod moimi stopami, czy chodzę po ziemi, po trawie, czy też po patykach. Było tu tak cicho, tak spokojne, że byłem w stanie usłyszeć każdy szmer, każdy ruch jakieś żywej istoty. Coś niesamowitego. Byłem w tym miejscu dość długo, a dalej kierowałem się przed siebie patrząc jednocześnie co mnie otacza. Po jakimś czasie zauważyłem pewną osobę. Była przede mną. Nie stała tak blisko, żebym mógł spojrzeć na jej twarz, ale wystarczająco blisko, abym odróżnił, że to jest jakaś kobieta. Ale nic więcej. Nie widziałem jej twarzy, nie mogłem zobaczyć jaki ma kolor oczu, jaki ma uśmiech, usta, nie mogłem nawet zauważyć, jaki ma kolor włosów i jaką ma ich długość. Miała związane włosy, tyle wiem, ale nic więcej określić nie mogłem. Stałem w jednym miejscu i się jej przyglądałem. Nie była straszna, to nie mógł być jakiś potwór, duch, czy coś w tym rodzaju. Nie da się określić co robiła. Chodziła po trawie i jakby... rozmawiała ze zwierzętami, pomagała im, przytulała. Nie da się określić co robiła. Ale już po tym geście było można poznać, że jest dobrym człowiekiem. Przyglądałem jej się uważnie. Nie wiem czemu to robiłem. Nie pomyślałem nawet o tym, że mogłem przestać i iść dalej. Robiła na mnie ogromne wrażenie. Nie widziałem jej twarzy i jej nie znałem, ale wiedziałem, że jest dobrą osóbką mieszkającą na tej planecie. Przyglądałem się jej, ale jakoś nie podszedłem do niej. Patrzyłem się z boku. Po chwili usłyszałem że coś do mnie mówi.
          -Nie martw się, Bill. Kiedyś się spotkamy. Miej oczy dookoła głowy -mówiła do mnie, ale nawet na mnie nie patrzyła. Była odwrócona tyłem i byłem pewien, że mnie nie widzi. Ale gdy zaczęła to mówić, byłem pewny, że to było skierowane do mnie, bo nikogo innego w okolicy nie było. -I będę przy tobie zawsze. Każdej porze dnia, gdy będziesz smutny, szczęśliwy, czy też zły. Będę zawsze. Czekaj cierpliwie. Nie szukaj mnie. Przyjdzie czas i się pojawię -mówiąc to zniknęła. Nie wiedziałem o co za bardzo chodzi, czemu do mnie to mówiła. Ale jej głos...był taki piękny. Taki delikatny, spokojny, po prostu melodia dla moich uszu. Był taki piękny, taki anielski, chciałem móc jeszcze raz go usłyszeć.
         Nagle wszystko zaczynało znikać. Najpierw zwierzęta, z którymi rozmawiała moja nieznajoma, potem powoli znikały drzewa, trawa, słońce, niebo, aż w końcu i ja zniknąłem. Otworzyłem oczy, byłem w swoim pokoju. Wszystko leżało na swoim miejscu, jakby nigdy nic. Okazało się, że to wszystko to był tylko sen.
Miałem mętlik w głowie. Nie wiedziałem co miałem o tym myśleć, co to było. Czy to już z tęsknoty za nim, czy to miał być jakiś znak, rada. Nie wiedziałem. Ale cały czas w głowie miałem ten głos. Boże, on był cudowny. Taki spokojny, delikatny, ale taki kochany. Od razu sprawił, że na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Zrobiłem się głodny, wyszedłem z pokoju do kuchni. Już stąd można było poczuć, że ktoś robi coś pysznego. Trudno byłoby nie zgadnąć kto.
         -Hej.
         -Cześć, śpiąca królewno.
         -Serio, musisz zaczynać już z rana tymi swoimi tekstami, Tom?
         -No wybacz, ale jak śpisz do południa to nie moja wina.
         -Dzisiaj nie uda ci się mnie zdenerwować.
         -A co się stało?
         -Proszę, smacznego -powiedziała Emma podając mi cały talerz jakiegoś pysznego śniadania.
         -Dziękuję ci bardzo -uśmiechnąłem się do niej,a ona odwzajemniła uśmiech.
         -Co ty taki uśmiechnięty?- powiedział Tom kończąc przy tym wypijać swoją kawę.
         -A ty co tak się wypytujesz?
         -Jestem tylko ciekawy, jejku. Musiało się coś stać.
         -Skąd możesz to wiedzieć?
         -Proszę cię, Bill. Od jakiegoś czasu praktycznie w ogóle się nie uśmiechasz. Czemu nagle teraz miało by się to zmienić? Musiało się coś stać.
Uśmiechnąłem się do niego biorąc kawałek jedzenia do buzi.
         -No proszę cię, powiedz mi- kontynuował dalej temat.
         -Miałem sen.
         -Jaki?- odezwała się tym razem Emma.
         -Nie umiem opisać tego, co to było. Z początku czułem się normalnie, nie czułem, jakby to był sen. Tylko naprawdę, jakby mi się to przytrafiło, jakby był kolejny dzień i po prostu żyłem. Byłem w jakimś lesie, coś takiego, nie wiem co to dokładnie było. Wyglądało mi na las. Wiecie, drzewa, liście, zwierzęta i te sprawy. Nie znałem tego miejsca, nawet teraz nie umiem sobie przypomnieć, jak dokładnie wyglądało. Jakby coś nie chciało, abym o tym dokładnie pamiętał. Wiem na pewno, że to był las, i, że nie znałem tego tego miejsca. Pamiętam też, że było tak pięknie, wszędzie rośliny, zwierzęta, na niebie nie było ani jednej chmurki, coś pięknego. Kierowałem się cały czas przed siebie w ogóle się nie zatrzymując. Po jakimś czasie zobaczyłem pewną osobę. Wyglądało, jakby rozmawiała z zwierzętami. I tak, była to kobieta. Nie widziałem jej twarzy, praktycznie nic nie pamiętam, ale na pewno to była kobieta. I tryskało od niej dobrocią.
          -Rozmawiałeś z nią?- przerwał mi Tom.
          -Nie, to znaczy...nie wiem, czy można nazwać to rozmową. Odezwała się do mnie, ale...
          -Co ci powiedziała?- przerwał mi ponownie.
          -Nie pamiętam dokładnie słów. Naprawdę, jakby coś blokowało mi pamięć, robiło to specjalnie, nie wiem. Ale wiem, że powiedziała do mnie coś w stylu, żebym już się nie martwił, abym się  nie bał. Teraz mam rodzinę, mam was, nie jestem was. Jest ciężko, ale dam radę, że po prostu we mnie wierzy. Aż pewnego pięknego dnia pojawi się znowu.
          -Wow...-tylko tak skomentował to Tom. -Ale kim ona była?
          -Nie wiem. Nie przedstawiła się.
          -Nie?
          -Nie.
          -Ale w ogóle?
          -No jak mówię ci, że nie, to znaczy, że nie.
          -To kim ona była?
Chwilę się zastanowiłem. -Nie wiem...-odparłem. -Nie wiem, kim była. Nie mam zielonego pojęcia. Ale wiem, widziałem to, a nawet czułem, że była dobrym człowiekiem, że jakoś chciała mi pomóc. Może chciała mnie jakoś uspokoić, albo coś w tym stylu. Mówiąc, że jeszcze się ułoży.
          -Bo się ułoży -powiedziała do mnie z uśmiechem na twarzy Emma.
          -Chciałbym.
          -I przecież będzie.
         -Tak uważasz, Tom?
         -No pewnie. Jak ta twoja cudowna kobieta ze snu, bo inaczej nie wiem, jak ją nazwać,powiedziała, żebyś spokojnie czekał, bo w końcu wydarzy się coś pięknego, po co miałaby kłamać?
         -To był tylko sen.
         -I co z tego?
         -To z tego, że w takich snach i ogólnie w snach przytrafiają się rożne, niesamowite rzeczy. I rzadko się spełniają.
         -Właśnie, dobrze to określiłeś. Rzadko.
         -Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
         -To dlaczego, jak wstałeś byłeś uśmiechnięty? Bo już nie rozumiem za bardzo.
         -Bo to nie był zły sen. To było coś przyjemnego. Nie pamiętam, jak to wszystko dokładnie wyglądało, ale wiem, że było piękne.
         -To nie mogło być zmyślone, cały czas mówiliśmy tobie, że coś się dobrego wydarzy, tylko potrzeba czasu. A ten sen miał ci uświadomić, abyś czekał cierpliwie. Aż w końcu pewnego dobrego dnia, coś, a może ktoś odmieni twoje życie, pokoloruje i nie będziesz chodził już smutny.
         -Nie jestem smutny.
         -Dzisiaj nie. Po tym śnie. Ale widzę, że do najszczęśliwszych osób nie należysz.
Westchnąłem cicho odwracając głowę. -Nie po prostu... nie wierzę w takie cuda. To był sen, nic więcej.
         -A może to był znak.
         -Emma, proszę cię. Jaki znak...
         -Jeszcze się pytasz? Bill, jesteś w jakimś lesie, pięknym lesie w dodatku. Nie znasz tego miejsca, ale wydaje ci się piękne. Nagle widzisz kobietę, która w dodatku wydaje się na dobrego człowieka. Mówi ci, abyś się nie martwił, że w końcu ją odnajdziesz i wszystko się naprawi. Coś jeszcze?
Westchnąłem po cichu, ale i tak to usłyszeli.
         -To musi być ona. To ona będzie cię uspokajać każdej nocy, to ona będzie ciebie wspierać, ona będzie dawać tą radość, której teraz tak bardzo potrzebujesz. To  będzie właśnie twoje szczęście.
Moje szczęście, to tak ładnie brzmiało. Chciałem je wreszcie znaleźć. On mi tego nie mógł dać, nie chciał, nawet się nie starał. Więc co, szukałem dalej. Musiałem. W końcu coś znaleźć trzeba było. Miałem tylko nadzieję, że wreszcie znajdę coś dobrego, a nie złego.


sobota, 11 czerwca 2016

Nigdy cię nie zawiodę

                              Rozdział 4
          Słyszałem jakieś dźwięki, ale nie wiedziałem co to było. Słyszałem jakieś szumy, nie dało się ocenić co to dokładnie było. Po jakimś czasie widziałem jakieś światło, światło które się przybliżało do do mnie. Następnie kolory, a potem powoli zacząłem widzieć konturę ludzkiej sylwetki. Z początku nie mogłem ocenić kto to był. Nie potrafiłem, widziałem tylko konturę. Następnie powoli słyszałem ludzkie odgłosy. Nie jeden, lecz kilka.
          -Bill? Bill, słyszysz mnie? -odezwał się te głos.
          -On żyje! -usłyszałem kolejny. Ale ten głos rozpoznałbym wszędzie. Nawet, gdybym umierał i usłyszał ten głos, od razu powiedziałbym kto jest przy mnie.
          -Tom? -powiedziałem praktycznie bez emocji.
          -Rozpoznajesz mnie, Bill?
          -Trudno byłoby cię nie rozpoznać.
          -Tom, idź zawołać lekarza!
Dopiero teraz zauważyłem, że obok Toma była nasza mama. Niby to było logiczne, jak był Tom to musiała być i mama, ale jakoś z początku nie umiałem powiedzieć czyj jest ten głos.
          -Mamo, to ty? -spytałem dla pewności.
          -Tak, to ja, synku -powiedziała głaszcząc mnie jednocześnie po głowie.
          -Co się stało, gdzie ja jestem?
          -W szpitalu.
          -Jak to?!
W tej chwili wszedł Tom z lekarzem.
          -Panie Kaulitz, obudził się pan wreszcie.
          -Na to wygląda.
          -Czy pamięta pan coś z poprzedniego wieczoru?
          -Ale czemu jestem w szpitalu?
          -Niech pan najpierw odpowie, czy coś pamięta.
          -Jezu, chyba mam prawo wiedzieć co się ze mną stało! Skoro chcę się dowidzieć co się stało, to chyba logiczne, że nie pamiętam!
          -Bill, spokojnie -uspokajał mnie Tom.
W sumie nie wiem co mnie tak wkurzyło. Zwykle taki nie byłem. Jak ktoś mnie o coś pytał to grzecznie odpowiadałem. Nie wiem co się wtedy ze mną stało.
          -Przepraszam doktorze. Zwykle nie jestem taki, nie wkurzam się tak.
          -Dobrze, nic się nie stało. Rozumiem, jesteś zmęczony, a to robi swoje.
         -A mogę już wiedzieć co się stało? Nic nie pamiętam.
         -Miałeś wypadek. I trafiłeś tutaj.
Spoglądnąłem na mamę. Widziałem, że po jej policzku spłynęła łza.
         -Ale jak to wypadek?
         -Byłeś na dworze, jechał jakiś samochód i ciebie potrącił. Policja już znalazła tego kierowcę. Jest w areszcie. Był on pod wpływem alkoholu.
         -Nie martw się Bill, sam dopilnuję, aby skończył za kratami -odezwał się Tom.
         -Tom, spokojnie, przecież żyję.
         -Ale mogłeś umrzeć!
         -Lecz tego nie zrobiłem.
         -Słuchaj, Bill, a co ty byś zrobił na moim miejscu, gdyby próbowali zabrać ci mnie? Swojego brata, bliźniaka, swoją drugą cześć, swojego drugiego ciebie. Co byś zrobił?
         -Prawdopodobnie to co ty -westchnąłem.
         -No właśnie...
Simone była smutna, martwiła się moim stanem zdrowia. Widziałem to. Ale coś ją trzymało na duchu. Cieszyła się z naszych ciepłych słów, że mówimy o sobie takie rzeczy, że jesteśmy dla siebie drugą częścią. Bo to była prawda. Wychowaliśmy się razem, bawiliśmy się razem, nawet myliśmy się razem, gdy byliśmy mali. Wszystko robiliśmy razem. To normalne, że teraz tak się do siebie odzywaliśmy.
         -I co z nim będzie doktorze? -spytała się zaniepokojona Simone.
         -No nie będziemy mogli go wypisać ze szpitala, jeszcze nie. Dopiero się wybudził, musi nabrać energii, my mamy obowiązek sprawdzić, czy jest z nim dobrze, będzie miał przeprowadzone różne badania i gdy będzie dobrze to zostanie wypisany.
         -A stało się coś ze mną strasznego?
         -Nie ma się czym przejmować. O dziwo nie. Masz wiele szczęścia. Twój organizm jest bardzo silny i wytrzymały. Nie masz nic poważniejszego, niż małe złamania w pewnych miejscach.
         -To znaczy, że mogę się wypisać, tak?
         -Żartujesz? Nie. Dla twojego dobra powinieneś zostać. Po pierwsze dopiero się wybudziłeś, jesteś jeszcze zmęczony, powinieneś zebrać w sobie siłę. I oczywiście masz małe złamania, czyli musisz poczekać, aż już twoje kości będą w normie.
         -Czyli ile jeszcze mam tutaj być?
         -Nie umiem ci powiedzieć. Na pewno nie tydzień.
         -To ile, dwa, trzy?
         -Możliwe, że nawet miesiąc.
         -Słucham? -zaniemówiłem. Miałem być w tym szpitalu cały miesiąc. Jakiś koszmar.
         -Bill, to dla twojego dobra.
         -Łatwo ci powiedzieć, mamo.
         -Ale przynajmniej będziesz zdrowy.
Westchnąłem.
         Siedziałem w tym szpitalu już miesiąc. Strasznie mi się to dłużyło. W szpitalu było nudno, nic nie miałem do roboty, no może na tyle spokojnie, aby być sam na sam z własnymi myślami. Przynajmniej na jakiś czas. Bo od czasu do czasu przychodziła pielęgniarka i sprawdzała jak się czuję. Miałem też robione przeróżne i dziwne badania, które niby miały pomóc w moim leczeniu, a moim zdaniem były zbędne. Oczywiście byłem odwiedzany przez różne osoby. Pojawił się Gordon, Gustav czy też Georg. Ale cały czas siedział ze mną Tom z mamą. Byli tym wszystkim zmęczeni, ale nadal ze mną siedzieli. W końcu doczekałem się dnia, w którym zostałem wypisany. Pakowałem ostatnie swoje rzeczy i razem z Tomem wyszliśmy ze szpitala. Mama wyszła pół godziny przed nami. Wysłaliśmy ją prosto do domu. A raczej Tom ją zawiózł. I tak długo tutaj siedziała, ze mną było już lepiej, nie powinna była się tak przemęczać. Więc niechętnie, ale odjechała do domu.
         Kończyłem pakowanie, aż nagle pojawił się Tom.
         -Pomóc ci? -spytał podchodząc do mnie.
         -Nie potrzeba, już kończę. Widzisz te ubrania na łóżku? Muszę je tylko spakować i będę już gotowy.
         -A jak się czujesz?
         -Już dobrze, Tom.
         -Bo wiesz, jeśli nadal się źle czujesz...
         -Nie chcę zostać w tym szpitalu -przerwałem mu. -Poza tym nie czuję się źle, jest już ze mną dobrze. Nawet lekarz to powiedział.
         -Skoro tak.
 Już skończyłem pakowanie. Pożegnałem się ze swoim pokojem i wyszliśmy. Dostaliśmy jeszcze wypis od pani recepcjonistki i mogliśmy już spokojnie wyruszać do naszego domu. A raczej do domu Toma. Jechaliśmy autem. W ogóle się nie odzywaliśmy. Byłem ciągle zamyślony. Gapiłem się jak głupi w szybę i myślałem. O czym? Do teraz nie wiem. O wszystkim i o niczym. O życiu.
         -Przeszkadza ci radio? -odezwał się pierwszy Tom.
         -Przecież wiesz, że muzyka mi nigdy nie przeszkadza.
         -Ale teraz masz taką minę, jakby ci przeszkadzała. Wolałem się upewnić.
         -Nie, to nie przez to.
         -To niby przez co innego?
         -Tak się zastanawiam, co będzie dalej.
         -To znaczy? -nie rozumiał za bardzo.
         -Co teraz będzie się działo, jak się teraz będę zachowywał, co życie jeszcze dla mnie przygotowało.
         -Boisz się?
         -A ty nie? Nigdy nie boisz się przyszłości?
         -Niby tak, ale wiem, że sobie poradzę.
         -Nie każdy ma taką dużą pewność siebie co ty.
         -Nie chodziło mi o pewność siebie.
         -To o co?
         -O ludzi. Mam w swoim otoczeniu ludzi, co zawsze mnie wspierają, pomagają, gdy tylko ich o to poproszę. Nieważne jak by było źle, zawsze mi pomogą. Są dla mnie wsparciem, kimś w rodzaju anioła stróża. Pomagają mi nie popełniać głupich błędów. Są dla mnie i przyjaciółmi i rodziną. I jeszcze kimś więcej, ale nie da się tego uczucia opisać.
Popatrzyłem się na niego. On za chwilę odwrócił głowę w moim kierunku i spojrzeliśmy sobie w oczy. Rozumiałem co chciał przez to powiedzieć. Ja byłem dla niego wsparciem. No w sumie nie tylko ja, było też wielu innych ludzi, ale to ja przede wszystkim mu pomagałem, byłem przy nim, gdy tego potrzebował, doradzałem mu, a on chciał mi pokazać, że dla mnie jest dokładnie taki sam, jaki ja jestem dla niego.
         -Rozumiesz już, Bill? Rozumiesz mnie?
         -Tak. Rozumiem. Już wiem. Będę taki sam, jaki ty dla mnie jesteś. Będę mówił o wszystkim,  i o swoich problemach, ale też o miłych zdarzeniach. Po prostu o wszystkim.
         -I to mi się podoba. Tak ma być. Nie ukrywaj tego w sobie, nie zamykaj się, Bill. Nie przede mną, ani przed nikim innym.
         -Dobrze.
         -Ale obiecujesz?
         -Obiecuję. Obiecuję, że się postaram. Ale nie mogę obiecać, że mi się to uda.
         -Dasz radę.
         -Skąd możesz to wiedzieć?
         -Bo wiem. Jesteś moim bratem, jesteś z rodziny Kaulitz, masz wielką pewność siebie, a przede wszystkim jesteś bardzo silny. Twój organizm jest bardzo silny, ale psychika również. Więc wiem, że sobie poradzisz. My ci pomożemy i na pewno ci się uda.
         -Wierzysz we mnie?
         -Ależ oczywiście! Wierzę, wierzę w ciebie i twoje możliwości.
Zrobiło mi się strasznie miło na sercu, czułem jakieś takie dziwne ciepło, które dawał mi Tom. Mój brat bliźniak. To był chyba najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek mogłem otrzymać od życia; mój brat, a w dodatku bliźniak, który był cząstką mnie, który rozumiał mnie bez słów, czytał mi w myślach. Strasznie dziękowałem życiu każdego dnia, że go miałem. I modliłem się, abym go nigdy nie stracił.
         Wreszcie już byliśmy na miejscu. Tom zaparkował i obaj wyszliśmy z samochodu. Wyciągnąłem swoje rzeczy i weszliśmy do domu.
         -Ktoś tu jest? -spytałem się Toma słysząc jakieś dźwięki dobijające się z kuchni.
         -Tak, spokojnie. To Emma. Wróciła kilka dni temu i robi dla nas obiad.
Emma to była dziewczyna Toma. Rozstał się ze swoją byłą jakieś dwa lata temu. Mówił, że coś nie wyszło, że to była tylko pomyłka, nie chciał tego kontynuować dalej. Od roku był z Emmą. Dla mnie była o wiele milsza od Rii. Bardziej ją lubiłem, wręcz od pierwszego naszego poznania wiedziałem, że Tom będzie z nią szczęśliwy i z nią ułoży sobie życie.
         -Cześć kochanie -przywitał się Tom z Emmą, gdy tylko weszliśmy do kuchni.
         -Cześć Tom -przywitała się z nim całując go. -Bill, jesteś wreszcie. Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam.
         -Nie trzeba było, jest już dobrze. Był ze mną Tom.
         -Wiem, przy nim można się czuć bezpiecznie -powiedziała niby do mnie, ale uśmiech był skierowany do Toma. -Siadajcie, pewnie jesteście głodni.
         -Billowi daj większą porcję niż zwykle. Nawet nie wiesz, jak głodzą w tym szpitalu.
         -Co? Nieprawda.
         -Prawda, prawda. Sam widziałem te porcje i pewnie jedzenie nie było za smaczne.
         -Nie narzekałem.
         -Ale gdybyś mógł, to byś pewnie to robił.
Emma oczywiście posłuchała się swojego chłopaka i dała mi większą porcję, niż zazwyczaj.
         -Jesteście w jakieś zmowie, czy co?
         -Nie, Bill. Po prostu się martwimy.
         -Dziękuję, naprawdę -powiedziałem sarkastycznie.
         -My ciebie też kochamy -uśmiechnęła się Emma.
Szczerze, narzekać nie musiałem. Gotować naprawdę potrafiła. I to bardzo dobrze. I mimo, że głody nie byłem, to jej dania były tak dobre, że nie dało się wziąć kolejnej porcji.
         -A tak mi się zdawało, że mówiłeś, że nie jesteś głodny -zaśmiał się po cichu Tom.
         -Zamkniesz się?
         -Dobrze, dobrze -zabijał się dalej. -Przepraszam.
         -Przecież jak chce, to może wziąć dokładkę. Jest wystarczająco dużo, aby wziął jeszcze z pięć dokładek.
         -Nie no, bez przesady. Tyle to nie zjem.
         -Przynajmniej byś przytył -kontynuował dalej swoje żarty.
         -Chyba ci już mówiłem, abyś się zamknął.
         -No przepraszam, Bill. Ale tak się cieszę, że już wróciłeś, że...
         -Nie możesz się powstrzymać i musisz ze mnie żartować, tak?
         -Dokładnie. Nie gniewaj się.
         -Nie gniewam się.
         -Mam nadzieję, bo wiesz...
         -Tak, wiem. Lubisz się nabijać z kogoś, ale nie z siebie.
         -Ale nie zrozum mnie źle.
         -Jezu, Tom, gadasz teraz jak nasza matka. Mówię, że się nie obraziłem. Nic się nie stało -uśmiechnąłem się do niego. -Nie bądź taki spięty, wyluzuj.
         -Ja jestem spięty? Ja? No chyba nie. Jeśli ktoś to jest spięty, to może właśnie ty.
         -Chcesz się kłócić?
         -A może bić?
         -A chcesz?
Wybuchnął śmiechem -Wybacz Bill, ale z tobą bym się nie bił.
         -Niby dlaczego?
         -To tak, jakbym miał się bić z babą.
         -A właśnie mi się przypomniało, jak jeszcze jakiś czas temu mówiłeś, że jestem bardzo silnym facetem. Po względem fizycznym i psychicznym.
Zaniemówił. Było słychać tylko śmiech Emmy, która nie mogła już wytrzymać.
         -I widzisz, Tom? Dlatego zawsze to ja wygrywam -uśmiechnąłem się do niego najszerzej jak tylko potrafiłem.

sobota, 28 maja 2016

Nigdy cię nie zawiodę

Witajcie! Krótka informacja ode mnie. Wiem, że rozdział będzie taki trochę krótki, ale o to mi chodziło. Nie chciałam od razu wszystkiego zdradzać i potem skończyć opowiadania na 10 rozdziale. Mam świadomość, że ten i poprzedni rozdział były trochę krótkie, ale myślę, że gdy zacznę pisać następne, będą one dłuższe. Będę miała więcej czasu, może więcej weny i akcja zacznie się rozkręcać. Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe. No nic, więcej nic nie powiem. Zapraszam tylko do czytania.
                                                                                                                 Wiktoria 
                          Rozdział 3
       Wszedłem do pokoju. Nie słuchałem ich rozmowy, ale i tak wiedziałem, o czym rozmawiali. O mnie.
       -Możecie o mnie już nie gadać?- przerwałem im kładąc na stół herbatę mamy.
       -Bill, mama się martwi -odezwał się Tom broniąc przy tym mamę.
       -Niepotrzebnie. Jestem już dorosły i...
       -I nadal jesteś moim dzieckiem- przerwała mi mama. -Jesteś już dorosły, ale i tak masz problemy. Jak   każdy zresztą. A ja jestem twoją matką i zawsze będzie cię o ciebie martwić. Tak jak o Toma.
       -Nie musisz, sam sobie poradzę.
       -Właśnie nie. Chcemy ci to uświadomić z Tomem, że sam nic nie zrobisz. Musisz mieć wsparcie. I to wsparcie masz w nas, w rodzinie.
Sam nie wiedziałem co powiedzieć. Rodzina była dla mnie wszystkim. Ale powoli zastanawiałem się, czy oni naprawdę chcą być przy mnie, czy kiedyś mnie zostawią samego, czy też nie. Tego bałem się najbardziej. Samotności. Samotności ze strony ważnych dla mnie osób. Jedną osobę już straciłem, nie chciałem stracić więcej.
       -Na nas zawsze możesz polegać- dopowiedział Tom. -My tobie zawsze pomożemy, choćby nie wiem co się złego stało. Będziemy zawsze przy tobie.
       -Zawsze?
       -Zawsze- powiedziała Simone.
Miałem myśli, że to mogło się nie sprawdzić, że kiedyś i tak mnie zostawią, ale teraz jakoś wolałem, albo przynajmniej starałem się o tym nie myśleć. Teraz byli ze mną, teraz mnie wspierali, to było najważniejsze. Bardzo im za to dziękowałem.
        Jeszcze jakiś czas wszyscy rozmawialiśmy, ale potem temat jak zwykle zmienił się na mnie.
       -Bill, powiedz mi, co chcesz dalej zrobić?
       -To znaczy, bo nie rozumiem, mamo.
       -Czy masz jakieś plany na swoje dalsze życie. No wiesz, życie trwa nadal. Musisz się w końcu pozbierać.
       -Chcecie mnie wygonić z domu, tak?
       -Nie, Bill. Źle mnie zrozumiałeś.
       -Nie, zrozumiałem bardzo dobrze. Wiem, że chcecie, że staracie mi pomóc, dziękuję wam za to ogromnie, ale jeśli wam przeszkadzam, po prostu to powiedzcie. Ja się wyniosę.
       -Nie przeszkadzasz nam, Bill.
       -A mi się wydaje, że powoli tak, że powoli wam przeszkadzam. A zwłaszcza tobie, Tom. Bo mieszkam w twoim domu.
       -Nie przesadzaj, ty mi nigdy nie przeszkadzałeś.
Poczułem, że w oczach zbierają mi się łzy, gdybym tylko odpuścił, rozryczałbym się jak mała dziewczynka, której zabrali lizaka.
       -Przepraszam was, że tak się zachowuje. Ale zwyczajnie... Brakuje mi już na wszystko sił, to strasznie mnie zabolało co się stało, ciągle mi to siedzi w głowie. Przez to nie mogę spać, nie mogę normalnie myśleć, funkcjonować, boli mnie to, myśl o przeszłości mnie boli.
       -Billy... Nie smuć się. Jeszcze nic nie jest stracone. Masz nas, my ci pomożemy. W każdej chwili.
       -Dziękuję, mamo. Tobie Tom też.
       -Więc się nie smuć więcej.
       -To nie jest takie proste, Tom.
       -Wiem, ale można, da się. Ty przynajmniej dasz radę.
       -Skąd możesz wiedzieć?
       -Jesteś z rodziny Kaulitz, ty byś nie dał? Proszę cię... Jesteś naprawdę silnym facetem, nie taki ból psychiczny przechodziłeś. Jesteś wytrzymały, dasz radę.
       -Nie wiem.
       -Ale ja wiem.
       -I ja też- dopowiedziała mama.
       -Dziękuję wam, za wszystko. Ale teraz muszę wyjść.
       -Gdzie idziesz?
       -Nie wiem, Tom. Idę się przejść.
       -Jest już ciemno.
       -Przecież się nie zgubię. Chcę się tylko przejść. Wrócę.
        I wyszedłem na zewnątrz. Musiałem wyjść, się przewietrzyć. Nie umiałem usiedzieć w jednym miejscu. W tej chwili myśli zawładnęły moim ciałem. Wspomnienia wracały każdego dnia, każdej godziny, nie da się o nich zapomnieć. Wiedziałem, że nigdy o nich nie zapomnę, że nigdy nie zapomnę o tym bólu. A szkoda, chciałbym, aby znikł, abym nigdy o nim nie pamiętał. Niestety to nie było możliwe. Chciałem już niczego nie czuć, chciałem zwyczajnie zniknąć. Co by się złego stało? Nic... Nikt by nie płakał, ja nie czułbym już żadnego bólu. Chociaż jakaś mała cząstka mnie mówiła, abym tak nie myślał, bo tak naprawdę są osoby, które by strasznie cierpiały, gdyby mnie już nie było. Na przykład taka mama, Gordon, czy też Tom. Musiałem dla nich teraz żyć, nie mogłem ich zawieść, a jeśli wytrzymam, to kiedyś czeka mnie nagroda. Tylko musiałem poczekać. Nie wiem co, ani kto do mnie to mówił. Czułem to po prostu w sercu, jakoś to mnie trzymało. Ledwo, ale trzymało. Musiałem być silny, chociaż to nie było łatwa zadanie. Miałem zranione serce, zostałem zdradzony, ale musiałem walczyć, życie trwa nadal. Zakończyłem pewien rozdział, muszę zacząć pisać następny. Życie to jak pisanie scenariusza niezmazywalnym długopisem. Nie da się zmazać, tego co napisałeś. Da się jedynie poprawić błędy w następnej scenie. Albo znowu wszystko zniszczyć.
        Było już ciemno i dość zimno. Czułem to, ale nie przeszkadzała mi pogoda. Miałem gdzieś swoje zdrowie, że mogę zachorować, nie przejmowałem się tym zbytnio. Chodziłem po drodze zastanawiając się nad moim życiem, co dalej mam zrobić. Wiedziałem jedno, że nie mogłem się poddać. Było mi ciężko, cierpiałem strasznie, ale wiedziałem, że nie mogę nikogo zawieść. Że będę z nimi, choćby było ze mną bardzo, bardzo źle. Nie odejdę z tego świata. Życie chciało, abym się poddał, ale nie wiedziało z kim zadarło. Ja się nie poddam. Świat się ze mną jeszcze pomęczy.
       W tej chwili usłyszałem dziwny hałas. Jakiś dźwięk silnika zbliżający się w moją stronę. Odwróciłem się i zobaczyłem samochód, który jechał prosto na mnie. Nie mógł się zatrzymać i uderzył we mnie. A potem ciemność...

niedziela, 15 maja 2016

Nigdy cię nie zawiodę

                                             Rozdział 2
            Nic nie mówiąc, złapał mnie za rękę i wyszedł ze mną na dwór.
            -Tom, gdzie idziemy?
            -Gdzieś, gdzie na chwilę będziesz mógł zapomnieć o swoim złamanym sercu.
            -Tom, nie rozśmieszaj mnie. Tak szybko nie zapomnę o tej krzywdzie.
            -W sumie racja, ale może na chwilę odreagujesz.
            -Niby jak?  Już nic mi nie pomoże, nic ani nikt. Już na zawsze będzie tak.
            -Nieprawda.
            -Prawda! -krzyknąłem. -Nic już nie będzie takie jak dawniej, rozumiesz? Już do końca będę o tym pamiętał, już na zawsze blizna w moim sercu pozostanie, rana też.
             -Wiem, ale ktoś może zaszyć tą ranę.
             -Nie! Nikt nie ma prawa już do mojego serca zaglądać! Już nikt! Nikogo już tam nie wpuszczę! Bo znowu zostanę wykorzystany.
Po policzku spłynęła mi łza, już nawet nie miałem siły, aby ją wytrzeć. Cierpiałem, ciągle tak samo, nadal to wszystko bolało. Wspomnienia wracały. Chciałem o tym wszystkim zapomnieć raz na zawsze.
             -Już, uspokój się, Bill. Wszystko będzie dobrze -przytulił mnie. -Wszystko będzie dobrze.
Już nie miałem nawet siły powtórzyć, że nic nie będzie dobrze, że już nigdy nic dobrego się nie przytrafi. Więc po  prostu się do niego przytuliłem.
             -A teraz chodź.
             -Powiesz mi wreszcie gdzie?
             -Wiesz, zawsze humor poprawiały ci zakupy...
             -Nie! -przerwałem mu. -Nie, nie teraz. Nie mam ochoty. Nie chcę tam iść.
             -Nawet nie pozwoliłeś mi dokończyć.
             -Przepraszam. Mów dalej.
             -Zawsze humor poprawiały ci zakupy, ale teraz wiem, że nie masz na to w ogóle ochoty, ani siły. Więc zabierz swojego psa i chodźmy wszyscy na długi spacer.
To był w sumie dobry pomysł. To mogłem zrobić. Spacer... Tego mi brakowało. Szybko wszedłem do domu, zabrałem Pumbę i wszyscy wspólnie wyszliśmy trochę ochłonąć. Szliśmy, ale sam nie wiedziałem gdzie. Jak zwykle skupić się nie mogłem. Po jakimś czasie skapnąłem się, że idziemy w miejsce, gdzie zawsze chodziliśmy z mamą, aby się uspokoić po różnych kłótniach, czy też przemyśleć wiele spraw. Szliśmy w kierunku naszego ulubionego jeziora. Strasznie lubiłem to miejsce. A chyba najbardziej spacerować po tej plaży i być sam na sam z własnymi myślami. Było tam cicho, spokojnie, słychać było tylko wodę, albo śpiew ptaków. Miejsce w sam raz na rozmowę z własnymi myślami. Nie odzywałem się podczas tego spaceru. Tom doskonale wiedział dlaczego. Wiedział, że jestem teraz ja i moje myśli, że chcę się tak uspokoić. Więc nie przeszkadzał mi w tym, a ja spokojnie myślałem.
              Wracając do domu złapał nas straszny deszcz. Uciekaliśmy przed nim strasznie, bo droga od tego jeziora do domu Toma nie była taka mała. Trochę trzeba było przejść. A w naszym wypadku przebiec.
Weszliśmy już do środka. Byliśmy strasznie mokrzy, więc się przebraliśmy.
             -Chcesz herbaty? -zaproponowałem mu.
             -Poproszę.
W tej chwili usłyszeliśmy dzwonek w telefonie Toma.
             -To mama -powiedział. -Czekaj, dowiem się czego chce i wrócę -mówiąc to wyszedł w kuchni ruszając w stronę salonu. Gdy wrócił, herbata była już gotowa. Siedziałem przy stole, a on usiadł obok mnie.
             -Co chciała mama? -odezwałem się pierwszy.
             -Nic takiego. Jak to mama, spytać się co u nas, jak sobie radzimy.
             -I jak ja sobie radzę -przerwałem mu mówiąc po cichu, ale i tak mnie usłyszał.
             -To też.
             -I co powiedziałeś?
Przez chwilę nic nie mówił. Nie wiedział pewnie co.
             -Spytała się, czy może do nas przyjechać -zmienił temat.
             -I co, przyjedzie?
             -Nie masz chyba nic przeciwko, prawda?
             -Nie, niby czemu? Jeśli chce, może przyjechać.
             -Dokładnie to samo jej powiedziałem.
Uśmiechnąłem się smutno.
             -Powiedziała, że będzie jak najszybciej.
             -Z Gordonem?
             -Nie, Gordon ma jakieś ważne spotkanie czy coś. Przyjedzie sama.
             -Zrobić miejsce w lodówce?
             -Przydałoby się -zaśmiał się Tom.
Zrozumiał o co mi chodzi. Simone zawsze gdy do nas przyjeżdżała to dostawaliśmy od niej tyle jedzenia, że to się w głowie nie mieściło. A zawsze, gdy się pytaliśmy, czemu tyle jedzenia nam przywozi, odpowiadała ,,Przecież muszę dbać o brzuszki moich kochanych bliźniaków''. A my z niej zawsze się śmialiśmy.            Przyjechała dość szybko. Może minęły pół godziny, a ona już była w domu Toma. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i natychmiast skierowaliśmy się w ich stronę.
             -Hej mamo -przywitał się pierwszy Tom.
             -Witaj, Tom.
             -Cześć.
             -Hej, Bill. Jak się czujesz?
             -A jak mam się czuć? Jest lepiej, ale nadal boli...
             -Nie martw się, synku. Jeszcze wszystko się ułoży.
             -Pewnie masz rację -skłamałem.
             -Wejdź do środka -zaprosił ją Tom.
             -Tutaj macie jedzenie -powiedziała kładąc wszystko na stole.
             -Mamo, nie trzeba było -zaśmiał się Tom.
             -Trzeba, trzeba.
             -Ale już nie jesteśmy małymi chłopczykami.
             -To co? Mi sprawia radość gotowanie dla was. Nie odbierajcie radości starej pani.
             -Nie jesteś stara.
             -Starzeje się z każdą sekundą, Tom.
             -Chcesz się czegoś napić? -odezwałem się po chwili.
             -Jak możesz to zrób mi herbatę?
             -Tą co zwykle?
             -Tak, poproszę.
             -To idźcie do salonu. Ja zaraz tam przyjdę.
I wyszli. Ja dołączyłem do nich potem.
             -I jak on się czuje? -spytała mama Toma.
             -Chce wmówić, że wszystko jest dobrze. Przynajmniej stara się to zrobić. Ale nie wychodzi mu to. Widać, że cierpi. I strasznie się męczy. Ma zwyczajnie złamane serce.
             -Jejku, biedny.
             -Mi też jest go żal, mamo. Nawet nie wiesz, jak mi  się przykro robi, gdy słyszę ten jego płacz w nocy, gdy widzę, że przestaje wierzyć, że coś już będzie dobrze, że traci zaufanie do ludzi. Chciałbym coś zrobić, ale nie mogę, nic nie pomaga.
             -Będzie z nim kiedyś dobrze?
             -Jeśli znajdzie kogoś odpowiedniego, jeśli komuś zaufa i otworzy przed nim serce to tak, będzie szczęśliwy.
             -Spotka kiedyś taką osobę?
             -Mamo, Bill by nie spotkał? Proszę cię. Ten twój romantyk zdolny jest zdobyć każdą dziewczynę na tej planecie. I w końcu, chciałby czy też nie i tak taką dziewczynę znajdzie.
             -Oby -westchnęła Simone.
             -Mamo, spokojnie... Ja w to wierzę i wiem, że za jakiś czas twój kochany synek będzie cieszył się wraz ze swoją nową dziewczyną.
             -Też w to wierzę, Tom. Ty już tak masz,  a więc jeszcze pora na niego.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Nigdy cię nie zawiodę

Hej! Jak widzicie postarałam się i dałam pierwszy rozdział trochę wcześniej. Miał się pojawić dopiero w maju, ale jakoś miałam czas i udało mi się wcześniej napisać. Zaskoczeni? Ja bardzo. No więc nie chcę dużo pisać, bo i tak jestem padnięta. Mam nadzieję, że ten pierwszy rozdział się spodoba i będziecie wpadać częściej. Miłego czytania 
                                                  Wiktoria  
  
                                                                  Rozdział 1
               Życie to nie bajka. Jako dziecko myślisz, że wszystko ci się uda, będziesz sławną osobą, będziesz zarabiać miliony, a cały świat będzie cię wielbił. Będziesz żyć szczęśliwie, będziesz miał najlepszych przyjaciół na świecie i osobę, która cię kocha i odda za ciebie życie. Niestety to tylko bujda. Nic nie jest takie, jakie się wydaje. Nic nie przychodzi z łatwością. Dzisiaj jest dobrze, a następnego dnia... Cały dzień jest do bani i masz ochotę wymazać go sobie z głowy. Życie to nie fabryka spełniania życzeń. Żeby coś osiągnąć, musisz ciężko pracować. Ale jeśli stracisz osobę, którą kochasz... Wtedy popadasz w depresję. Całe życie wydaje się dla ciebie szare, bez jakiegokolwiek szczęścia. Zniknęła jedna osoba i zabrała ze sobą twoje szczęście. Wydaje ci się, że jesteś sam. Zapominasz o przyjaciołach, rodzinie, która zawsze ci pomoże. Nie pamiętasz, że to oni są dla ciebie skarbem i pomogą ci z wszystkim. Nadal myślisz o osobie, która cię zostawiła. Nie chcesz o niej pamiętać, ale twoje cierpienie nie pozwala ci o niej zapomnieć. Nadal jest dla ciebie najważniejsza, mimo tego, że ciebie już nie kocha. Nie kocha cię już... Te słowa najbardziej mnie bolały. Gdy wypowiedział mi te słowa... Nie potrafię opisać swojego bólu. Najgorszy ból jaki kiedykolwiek człowiek mógł stworzyć.
    Kilka dni wcześniej...
              Po jego słowach, nie wytrzymałem i wybiegłem z jego mieszkania. Nie wiem co bardziej mnie bolało. To, że powiedział do mnie ,,nigdy ciebie nie kochałem'', czy ,,nienawidzę cię''. Te słowa utkwiły w mojej pamięci, jak nigdy. Zapamiętałem wszystko. Jakiej użył tonacji, czy mówił to bardziej jako groźba, czy też coś gorszego, z jaką nienawiścią to wypowiedział. Wszystko... A najgorsze było to, że ja nadal go kochałem, ale jednocześnie nienawidziłem. Chciałem o nim zapomnieć, ale nie chciałem. Chciałem go zabić, ale nie chciałem. Chciałem go pocałować, ale nie chciałem... Miałem mieszane uczucia. Uciekłem z jego, z naszego mieszkania. Biegłem. Nie wiedziałem gdzie. Po prostu przed siebie. Na dworze było już ciemno i dość zimno. Ale ja nie zwracałem na to uwagi. Czułem tylko cierpienie. A ten drań nawet się z nim nie liczył. Myślał tylko osobie. Egoista! Teraz nie czułem nic. Ani zimna, ani mojego bólu głowy, nie czułem wiatru, ani nic nie słyszałem. Czułem tylko jedno. Cierpienie... Pobiegłem do Toma. Nie miałem innego wyboru, nie wiedziałem do kogo innego mógłbym uciec. Tom był moim jedynym ratunkiem i rozumiał mnie jak nikt inny. Może dlatego, że był moim bratem bliźniakiem. Rozumieliśmy się bez słów. Był moją rodziną i jednocześnie najlepszym przyjacielem. Strasznie go kochałem. Wiedziałem, że on jest jedyną osobą, która nie odejdzie ode mnie. Miałem pewność, że chociaż on tego nie zrobi. Ta jedyna osoba. I w tej chwili najważniejsza.  Byłem już przed jego drzwiami. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. Dopiero wtedy poczułem krople wody na swoim ciele. Zrozumiałem, że padał deszcz. Te krople były wręcz lodowate. I teraz poczułem to zimno. Tom wyszedł po chwili. Strasznie się zdziwił, gdy mnie zobaczył. A gdy spojrzałem w jego oczy, natychmiast zrobiło mi się słabo i miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. Ale tego nie zrobiłem. Walczyłem ze swoim organizmem i to ja przejąłem nad nim kontrolę. Miał robić to, co ja rozkażę. Zaprosił mnie do środka. Usiadłem na kanapie w salonie. Przyniósł mi zrobioną herbatę i usiadł naprzeciwko mnie.Herbata była strasznie gorąca. Czułem to, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, ten ból mnie nie drażnił. Cały czas miałem tylko jego słowa w myślach. Nic innego się nie liczyło.
            -Powiesz mi o co chodzi?- odezwał się Tom.
            -A jak myślisz?- rzuciłem.
            -Byłeś u niego?
            -Niestety...
            -I jak było?
            -Wręcz fantastycznie, naprawdę. Wszystko było zajebiście, po prostu najlepiej. Lepiej być nie mogło...- odparłem sarkastycznie.
            -Czyli jednak...
            -Tak- przerwałem mu, wiedząc o co mu chodzi. -Nie zależy mu już na mnie. Nigdy nie zależało. Nie wiem po co wiązał się w ten cholerny związek! Po co ze mną był?! Po co?! Na czym mu zależało?! Bo chyba nie na mnie!
            -Bill, od zawsze ci mówiłem, że to palant.
            -Ale ja go kochałem!- krzyknąłem. -I gorsze jest to, że nadal go chyba kocham...
            -Po tym co ci zrobił?! Po tych zdradach, braku pomocy z jego strony, po tym, że zawsze miał ciebie gdzieś? Tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebował, to wtedy był miły. Nadal go kochasz?
            -On się zmienił, Tom. Gdy go poznałem był inny. Niestety zmienił się na gorsze.
            -Powinieneś o nim zapomnieć.
            -Jak? Jak mam o nim zapomnieć, Tom? Pomyśl sobie jak ja się teraz czuję. Czuję się oszukany, zdradzony pod każdym względem. Ale jednak byłem z nim, coś nas łączyło. Nie potrafię teraz o nim od tak zapomnieć. To nie jest wykonalne.
            -Wiem, że jest ci trudno. Wiem, że teraz jest ciężko. Ale... Chcę ci jakoś pomóc. Chcę, abyś wiedział, że zawsze na mnie możesz liczyć.
            -Na niego też mogłem. Zawsze mi to mówił. I co? Zostawił mnie.
            -Ale on był i dalej jest draniem! Ja jestem twoim bratem. Bliźniakiem. I wiem, co czujesz w danym momencie. Wiem, kiedy jesteś szczęśliwy, smutny, zazdrosny, roztargniony. Wiem wszystko, Bill, bo to czuję.
            -I co przez to chcesz mi powiedzieć? Nie mam już do nikogo zaufania.
            -Właśnie staram ci się wytłumaczyć, że masz! Mi możesz zaufać! Jestem twoim bratem.
            -I tak możesz nawet ty się ode mnie odwrócić.
            -Ale tego nie zrobię! Powtarzam ci, jesteś moim bliźniakiem. I cokolwiek się stanie, cokolwiek zrobisz i tak będę przy tobie i zawsze ci pomogę. Zawsze będę cię wspierał. I możesz przyjść z każdym problemem.
             -Nie odwrócisz się ode mnie?
             -Nie będę takim palantem jak...
             -Nie wypowiadaj przy mnie więcej tego imienia... -rozkazałem mu.
             -Dobrze. W porządku.
Uśmiechnąłem się delikatnie, ale nadal czułem to cierpienie.
             -I pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
             -Zawsze mi pomożesz?
             -Zawsze.
             -Nawet, jeśli ty jesteś w związku, a ja już nie?
             -A co to ma do rzeczy?
             -No... Że teraz to ona jest dla ciebie najważniejsza, a ja...
             -Ale bliźniak też jest dla mnie ważny. Nie zostawię cię. Nigdy. W każdej chwili, jeżeli tylko będziesz chciał, to będę przy tobie.
Po policzku spłynęła mi łza. Szybko ją otarłem, ale Tom zdążył ją już zauważyć.
             -Nie musisz się wstydzić, że płaczesz -odezwał się. -Rozumiem dlaczego to robisz. Każdy płacze. Nawet największy twardziel na świecie. A swojego brata to już wstydzić się nie powinieneś. Wiem, że lubisz sobie popłakać, jesteś wrażliwy, a mi to nie przeszkadza.
             -Dziękuję ci, Tom. Za wszystko
             -Nie musisz dziękować. Przecież po to mnie masz.  Po to tu jestem. Zawsze będę cię wspierać i pomagać.
             -A zrobisz coś dla mnie?
             -Co?
             -Pojedziesz jutro do niego? I zabierzesz od niego wszystkie moje rzeczy? Nie mam zamiaru do niego wracać i w ogóle go widzieć.
             -Jeśli to jest dla ciebie ważne, to zrobię to.
             -Dziękuję, brat.
I tak minęły dwa tygodnie. Leżałem całe dnie w łóżku zastanawiając się co dalej będzie, a mój drogi kochanek siedział w jakimś najlepszym hotelu w kraju nie zwracając na mnie uwagi, nie patrząc jaki mi ból zadał. Nie wiedziałem co mam robić, co się ze mną dzieje. Nic nie wiedziałem. Na szczęście miałem Toma. Teraz to on był ze mną i to właśnie on mnie wspierał. Naprawdę nie wiem co bym bez niego zrobił. Był najlepszym bratem, jakiego każdy człowiek mógłby mieć. Byliśmy dorośli, miał swoje życie, a nadal mi pomagał. To było cholernie miłe. Ale z czasem zastanawiałem się, czy już mu trochę nie zaczynam przeszkadzać.Niby nic nie robiłem. Siedziałem cały czas w jednym pokoju, od czasu do czasu coś zjadłem, albo wypiłem. Chociaż nikt by tego nie nazwał jedzeniem. A potem znowu leżałem, do nikogo się nie odzywałem i znosiłem ból, który on mi zadał. Powinienem o nim zapomnieć. Wiem. Ale jakoś nie potrafiłem. Chociaż bardzo tego chciałem. I Tom też tego chciał.
               Ten dzień wcale nie różnił się od poprzedniego, czy też poprzedniego i poprzedniego. Każdego dnia robiłem to samo. Leżałem na swoim łóżku. Dodatkowo przeglądałem stare zdjęcia. Nasze stare zdjęcia. Mieliśmy ich strasznie dużo. Nawet nie wiedziałem, że tego jest aż tyle. Chyba naprawdę angażowałem się tylko ja w ten związek. Szkoda, że tylko teraz to odkryłem. Z każdym zdjęciem czułem, że po moim policzku spływa coraz więcej łez. A wspomnienia przychodziły mi od razu. Niestety to były tylko wspomnienia. Do mojego pokoju przyszedł Tom. Nawet nie zwróciłem na niego uwagi.
              -Jak się czujesz?
Nie odpowiedziałem. Nawet nie popatrzyłem w jego stronę.
              -Bill?
Nadal nie zwracałem uwagi.
              -Bill, do cholery, słyszysz co mówię?!
              -Co?!
              -Czemu się nie odzywasz?
              -Bo... -zacząłem, ale w sumie nie wiedziałem co powiedzieć. -Ehh... Co chciałeś?
              -Chciałem się spytać, czy długo masz zamiar tak leżeć i nic nie robić.
A jednak miałem rację. Powoli już mu przeszkadzałem. -Nie wiem, Tom. A czemu pytasz?
              -Chciałbym, abyś stanął już na nogi.
              -To znaczy?
              -Żebyś przestał już o nim myśleć, abyś zaczął normalnie żyć, bo to, że cię zostawił to nie koniec świata. Życie trwa nadal.
              -A jeśli nie ma się już dla kogo żyć, to co wtedy?
              -Jak to nie masz?
              -Nie mam!
              -A ja?! Ja już się nie liczę? Nasza mama razem z Gordonem... Georg, Gustav... Nawet Pumba ciebie potrzebuje. Nie widzisz tego?
              -Każde z was może mnie zostawić.
              -Ale tego nie zrobimy!
              -Skąd mam tą pewność?!
Podszedł do mnie i kucnął przy łóżku. -Bo jesteśmy twoją rodziną. Rodziną i przyjaciółmi. A on... Był draniem, egoistą, palantem. Nie liczył się z twoimi uczuciami. Nie szanował cię. A my... Chcemy dla ciebie jak najlepiej. I teraz chcemy ci pomóc. Bo nie lubimy patrzeć jak cierpisz.
Po policzku znowu spłynęły mi łzy. A właściwie to jedna. Jedna samotna łza.
              -Chcemy dla ciebie jak najlepiej -odezwał się po chwili. -Więc staramy się, abyś zapomniał o nim.
              -Ale nigdy nie zapomnę o tym bólu co czułem. I wciąż czuję.
              -Ja wiem, Bill. Ale zawsze możesz go zmniejszyć. A twoją ranę w sercu zawsze można zaszyć.
              -Blizna i tak pozostanie.
              -Ale to będzie tylko blizna. I niemiła historia z nią związana.
              -Co przez to chcesz powiedzieć?
              -A jak myślisz?
              -Nie znajdę pocieszenia u innej... Nie ma mowy!
              -Dlaczego?
              -Tom, czy ty siebie słyszysz? Nie znajdę pocieszenia u innej!
Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę okna.
              -Podaj mi chociaż jeden argument.
              -Jakbyś ty się czuł na moim miejscu? Zdradziła cię osoba, którą kochasz, za którą życie byś oddał, powiedziała ci, że nigdy ciebie nie kochała, byłeś tylko zabawką. Myślisz, że szybko znalazłbyś pocieszenie u innej?!
              -Gdybyś znalazł tą prawdziwą, to tak. Tak uważam, Ale musiałbyś znaleźć dziewczynę, a nie faceta. A wiesz dlaczego?
Pokręciłem głową.
              -Bo gdybyś znalazł dziewczynę, która jest zupełnie taka jak ty. Wrażliwa, romantyczna, a chwilami tryskałaby energią, to byłaby wręcz idealna dla ciebie. A dziewczyna, bo... Nie oszukujmy się. Faceta pewnie byś już nie wybrał.
              -No, nie...
              -No właśnie...
Może z tą dziewczyną miał i rację. Może gdybym spotkał taką jak ja, świat byłby inny, lepszy. Nie oszukałaby mnie, bo tak jak ja nie lubiłaby sprawiać przykrości innym. Wstydziłaby się coś takiego zrobić. Byłaby ze mną zawsze. Ale teraz do nikogo nie miałem zaufania.
              -Nie wiem, Tom. Jak teraz to nie mam zamiaru bawić się w takie coś jak te związki. Muszę odreagować i... Odreagować -westchnąłem.
              -Chcesz odreagować?- spytał się.
              -Tak.
              -To chodź.
              -Gdzie?
              -Odreagować.
              -Ale gdzie?

piątek, 22 kwietnia 2016

Informacyjny post

                                                                    INFORMACJA!
Ten, kto jest zaciekawiony, to bardzo proszę o wysłuchaniu kilku ważnych słów ode mnie. Wiem, że nikt mnie nie czyta, ale może (wreszcie) znajdę czytelników i coś zacznie się tu dziać. Przez kilka miesięcy myślałam nad swoimi opowiadaniami, jak sprawić, aby były jeszcze lepsze, aby ktoś zaczął je czytać i przede wszystkim musiałam wymyśleć jakąś w miarę ciekawą historię, aby was zachęciła. Ostatnio wpadł mi do głowy pewien pomysł na historię. Nie byłaby o mnie, lecz bardziej o Tokio Hotel. Ale myślę, że wielu ludzi by się nią zaciekawiło. Nie zwracałaby uwagi, że tam są członkowie tego zespołu, bo historia... Z życia wziętego, każdemu może się zdarzyć. A chciałam o czymś zupełnie innym zacząć pisać, więc... Powinniście być dumni, że w ogóle coś tu piszę xD Bo naprawdę chciałabym poprawić swoje pisanie, a wierzę, że ten blog ułatwi mi sprawę. Mam już pewne plany nad opowiadaniem, myślę, że będzie nosił tytuł albo ,,Nigdy cię nie zapomnę'' albo ,,Nigdy cię nie zawiodę''. Muszę dopracować jeszcze nad nim małe szczególiki. W tym miesiącu wątpię, że wyjdzie rozdział, chociaż nigdy nic nie wiadomo. W przyszłym miesiącu jestem pewna, że pojawi się chociaż jakiś prolog, albo prolog z pierwszym rozdziałem. Chociaż nie chcę nic obiecywać, bo ze szkołą rożnie bywa. Ale mam pomysł, siedzi coś w mojej głowie i na pewno będę nad tym pracować xD  Więc z mojej strony to tyle. Mam nadzieję, że jednak ktoś się zainteresował tym postem. Będę pracować nad opowiadaniami. Już kończę to zbędne gadanie z mojej strony, mam nadzieję, że do zobaczenia.
                                                                                                                      Wiktoria