music

sobota, 16 lipca 2016

Nigdy cię nie zawiodę

                            Rozdział 5
          Kolejne tygodnie od mojego wypadku wyglądały dość podobnie. Chodzenie do lekarza, aby sprawdzał, czy ze mną jest już lepiej, milion niepotrzebnych leków no zażywania, przyjazdy mamy, telefony od rodziny i pytanie się, czy ze mną jest już dobrze, czy też już umarłem. Każdy do mnie już dzwonił, każdy, tylko nie on. Nie chciał nawet sprawdzić, jak się po tym wszystkim czuję. A może to i lepiej. Bo nie mam pojęcia, jak bym się zachował. Nienawidziłem go, ale w głębi serca nadal go potrzebowałem.
           To było bardzo dziwne. Byłem w zupełnie nieznanym dla mnie miejscu. To wyglądało na jakiś las. Pełno drzew, krzaków, cisza i spokój, gdy popatrzyłeś w górę, widziałeś niebo. Ale nie takie jak zwykle. Było niebieskie, błękitne, a na nim nie było ani jednej chmurki. Było wręcz idealne. Nie wiedziałem gdzie idę, przed siebie. Miałem wrażenie, że idę i idę, że ta droga nigdy się nie kończy. Kierowałem się cały czas prosto co chwilę odwracając głowię i patrząc na te drzewa. Było tu pięknie, spokojnie, mogłoby się tu przychodzić zawsze. Pokochałem to miejsce od samego początku. Idąc przed siebie zwracałem szczególną uwagę na dosłownie wszystko. Na wszystkie liście, jak bardzo duże były, jaki miały kształt, czy miały jakieś plamki, czy  nie chodził po nich jakiś robaczek. Spoglądałem się na ziemię, po czym chodzę, co się znajduje pod moimi stopami, czy chodzę po ziemi, po trawie, czy też po patykach. Było tu tak cicho, tak spokojne, że byłem w stanie usłyszeć każdy szmer, każdy ruch jakieś żywej istoty. Coś niesamowitego. Byłem w tym miejscu dość długo, a dalej kierowałem się przed siebie patrząc jednocześnie co mnie otacza. Po jakimś czasie zauważyłem pewną osobę. Była przede mną. Nie stała tak blisko, żebym mógł spojrzeć na jej twarz, ale wystarczająco blisko, abym odróżnił, że to jest jakaś kobieta. Ale nic więcej. Nie widziałem jej twarzy, nie mogłem zobaczyć jaki ma kolor oczu, jaki ma uśmiech, usta, nie mogłem nawet zauważyć, jaki ma kolor włosów i jaką ma ich długość. Miała związane włosy, tyle wiem, ale nic więcej określić nie mogłem. Stałem w jednym miejscu i się jej przyglądałem. Nie była straszna, to nie mógł być jakiś potwór, duch, czy coś w tym rodzaju. Nie da się określić co robiła. Chodziła po trawie i jakby... rozmawiała ze zwierzętami, pomagała im, przytulała. Nie da się określić co robiła. Ale już po tym geście było można poznać, że jest dobrym człowiekiem. Przyglądałem jej się uważnie. Nie wiem czemu to robiłem. Nie pomyślałem nawet o tym, że mogłem przestać i iść dalej. Robiła na mnie ogromne wrażenie. Nie widziałem jej twarzy i jej nie znałem, ale wiedziałem, że jest dobrą osóbką mieszkającą na tej planecie. Przyglądałem się jej, ale jakoś nie podszedłem do niej. Patrzyłem się z boku. Po chwili usłyszałem że coś do mnie mówi.
          -Nie martw się, Bill. Kiedyś się spotkamy. Miej oczy dookoła głowy -mówiła do mnie, ale nawet na mnie nie patrzyła. Była odwrócona tyłem i byłem pewien, że mnie nie widzi. Ale gdy zaczęła to mówić, byłem pewny, że to było skierowane do mnie, bo nikogo innego w okolicy nie było. -I będę przy tobie zawsze. Każdej porze dnia, gdy będziesz smutny, szczęśliwy, czy też zły. Będę zawsze. Czekaj cierpliwie. Nie szukaj mnie. Przyjdzie czas i się pojawię -mówiąc to zniknęła. Nie wiedziałem o co za bardzo chodzi, czemu do mnie to mówiła. Ale jej głos...był taki piękny. Taki delikatny, spokojny, po prostu melodia dla moich uszu. Był taki piękny, taki anielski, chciałem móc jeszcze raz go usłyszeć.
         Nagle wszystko zaczynało znikać. Najpierw zwierzęta, z którymi rozmawiała moja nieznajoma, potem powoli znikały drzewa, trawa, słońce, niebo, aż w końcu i ja zniknąłem. Otworzyłem oczy, byłem w swoim pokoju. Wszystko leżało na swoim miejscu, jakby nigdy nic. Okazało się, że to wszystko to był tylko sen.
Miałem mętlik w głowie. Nie wiedziałem co miałem o tym myśleć, co to było. Czy to już z tęsknoty za nim, czy to miał być jakiś znak, rada. Nie wiedziałem. Ale cały czas w głowie miałem ten głos. Boże, on był cudowny. Taki spokojny, delikatny, ale taki kochany. Od razu sprawił, że na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Zrobiłem się głodny, wyszedłem z pokoju do kuchni. Już stąd można było poczuć, że ktoś robi coś pysznego. Trudno byłoby nie zgadnąć kto.
         -Hej.
         -Cześć, śpiąca królewno.
         -Serio, musisz zaczynać już z rana tymi swoimi tekstami, Tom?
         -No wybacz, ale jak śpisz do południa to nie moja wina.
         -Dzisiaj nie uda ci się mnie zdenerwować.
         -A co się stało?
         -Proszę, smacznego -powiedziała Emma podając mi cały talerz jakiegoś pysznego śniadania.
         -Dziękuję ci bardzo -uśmiechnąłem się do niej,a ona odwzajemniła uśmiech.
         -Co ty taki uśmiechnięty?- powiedział Tom kończąc przy tym wypijać swoją kawę.
         -A ty co tak się wypytujesz?
         -Jestem tylko ciekawy, jejku. Musiało się coś stać.
         -Skąd możesz to wiedzieć?
         -Proszę cię, Bill. Od jakiegoś czasu praktycznie w ogóle się nie uśmiechasz. Czemu nagle teraz miało by się to zmienić? Musiało się coś stać.
Uśmiechnąłem się do niego biorąc kawałek jedzenia do buzi.
         -No proszę cię, powiedz mi- kontynuował dalej temat.
         -Miałem sen.
         -Jaki?- odezwała się tym razem Emma.
         -Nie umiem opisać tego, co to było. Z początku czułem się normalnie, nie czułem, jakby to był sen. Tylko naprawdę, jakby mi się to przytrafiło, jakby był kolejny dzień i po prostu żyłem. Byłem w jakimś lesie, coś takiego, nie wiem co to dokładnie było. Wyglądało mi na las. Wiecie, drzewa, liście, zwierzęta i te sprawy. Nie znałem tego miejsca, nawet teraz nie umiem sobie przypomnieć, jak dokładnie wyglądało. Jakby coś nie chciało, abym o tym dokładnie pamiętał. Wiem na pewno, że to był las, i, że nie znałem tego tego miejsca. Pamiętam też, że było tak pięknie, wszędzie rośliny, zwierzęta, na niebie nie było ani jednej chmurki, coś pięknego. Kierowałem się cały czas przed siebie w ogóle się nie zatrzymując. Po jakimś czasie zobaczyłem pewną osobę. Wyglądało, jakby rozmawiała z zwierzętami. I tak, była to kobieta. Nie widziałem jej twarzy, praktycznie nic nie pamiętam, ale na pewno to była kobieta. I tryskało od niej dobrocią.
          -Rozmawiałeś z nią?- przerwał mi Tom.
          -Nie, to znaczy...nie wiem, czy można nazwać to rozmową. Odezwała się do mnie, ale...
          -Co ci powiedziała?- przerwał mi ponownie.
          -Nie pamiętam dokładnie słów. Naprawdę, jakby coś blokowało mi pamięć, robiło to specjalnie, nie wiem. Ale wiem, że powiedziała do mnie coś w stylu, żebym już się nie martwił, abym się  nie bał. Teraz mam rodzinę, mam was, nie jestem was. Jest ciężko, ale dam radę, że po prostu we mnie wierzy. Aż pewnego pięknego dnia pojawi się znowu.
          -Wow...-tylko tak skomentował to Tom. -Ale kim ona była?
          -Nie wiem. Nie przedstawiła się.
          -Nie?
          -Nie.
          -Ale w ogóle?
          -No jak mówię ci, że nie, to znaczy, że nie.
          -To kim ona była?
Chwilę się zastanowiłem. -Nie wiem...-odparłem. -Nie wiem, kim była. Nie mam zielonego pojęcia. Ale wiem, widziałem to, a nawet czułem, że była dobrym człowiekiem, że jakoś chciała mi pomóc. Może chciała mnie jakoś uspokoić, albo coś w tym stylu. Mówiąc, że jeszcze się ułoży.
          -Bo się ułoży -powiedziała do mnie z uśmiechem na twarzy Emma.
          -Chciałbym.
          -I przecież będzie.
         -Tak uważasz, Tom?
         -No pewnie. Jak ta twoja cudowna kobieta ze snu, bo inaczej nie wiem, jak ją nazwać,powiedziała, żebyś spokojnie czekał, bo w końcu wydarzy się coś pięknego, po co miałaby kłamać?
         -To był tylko sen.
         -I co z tego?
         -To z tego, że w takich snach i ogólnie w snach przytrafiają się rożne, niesamowite rzeczy. I rzadko się spełniają.
         -Właśnie, dobrze to określiłeś. Rzadko.
         -Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
         -To dlaczego, jak wstałeś byłeś uśmiechnięty? Bo już nie rozumiem za bardzo.
         -Bo to nie był zły sen. To było coś przyjemnego. Nie pamiętam, jak to wszystko dokładnie wyglądało, ale wiem, że było piękne.
         -To nie mogło być zmyślone, cały czas mówiliśmy tobie, że coś się dobrego wydarzy, tylko potrzeba czasu. A ten sen miał ci uświadomić, abyś czekał cierpliwie. Aż w końcu pewnego dobrego dnia, coś, a może ktoś odmieni twoje życie, pokoloruje i nie będziesz chodził już smutny.
         -Nie jestem smutny.
         -Dzisiaj nie. Po tym śnie. Ale widzę, że do najszczęśliwszych osób nie należysz.
Westchnąłem cicho odwracając głowę. -Nie po prostu... nie wierzę w takie cuda. To był sen, nic więcej.
         -A może to był znak.
         -Emma, proszę cię. Jaki znak...
         -Jeszcze się pytasz? Bill, jesteś w jakimś lesie, pięknym lesie w dodatku. Nie znasz tego miejsca, ale wydaje ci się piękne. Nagle widzisz kobietę, która w dodatku wydaje się na dobrego człowieka. Mówi ci, abyś się nie martwił, że w końcu ją odnajdziesz i wszystko się naprawi. Coś jeszcze?
Westchnąłem po cichu, ale i tak to usłyszeli.
         -To musi być ona. To ona będzie cię uspokajać każdej nocy, to ona będzie ciebie wspierać, ona będzie dawać tą radość, której teraz tak bardzo potrzebujesz. To  będzie właśnie twoje szczęście.
Moje szczęście, to tak ładnie brzmiało. Chciałem je wreszcie znaleźć. On mi tego nie mógł dać, nie chciał, nawet się nie starał. Więc co, szukałem dalej. Musiałem. W końcu coś znaleźć trzeba było. Miałem tylko nadzieję, że wreszcie znajdę coś dobrego, a nie złego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz